czwartek, 8 listopada 2012

We Never Said Goodbye

EVA

- Eva, jesteś wreszcie gotowa?! - zza drzwi łazienki dobiegł mnie podirytowany głos Maxa.

- Chwilaaa... - odpowiedziałam kończąc makijaż.

- Dziewczyno, nawet Em jest już gotowa..

- No przecież już idę - otworzyłam drzwi pomieszczenia i słodko uśmiechnęłam się do chłopaka, który w odpowiedzi jedynie wywrócił oczami.

W salonie czekała już na mnie cala reszta towarzystwa, składająca się z dwójki zombie, jednego Waldo, Batmana i nieco naburmuszonego Robina, Pocahontas i paru innych ciekawych osób.
W tym roku co do imprezy halloweenowej zdaliśmy się na naszych kochanych ćpunków, którzy koniec końców wybrali nieco podejrzaną, ale ciekawie zapowiadającą się opcję.


Po kilku minutach chwalenia swoich kostiumów załadowaliśmy się do zamówionych wcześniej taksówek i ruszyliśmy w stronę podanego przez chłopców adresu. Po dość długiej drodze na drugi koniec miasta, w końcu dotarliśmy na miejsce gotowi do zabawy.

Zwartą grupą ruszylismy w stronę wejścia do wielkiego budynku, prawdopodobnie pozostałego po jakieś fabryce czy magazynie. Mimo, że nie był w żaden sposób udekorowany, idealnie nadawał się na Halloweenową imprezę. Ciemne ceglane ściany i nieliczne okna z powybijanymi szybami mogły przyprawić o ciarki każdego. Jedynymi udogodnieniami były dodane przez organizatorów było oświetlenie i, prawdopodobnie, ogrzewanie w środku budynku. Mimo jego sporych rozmiarów, które pomieściłyby spokojnie wszystkich chętnych imprezowiczów, przy drzwiach wejściowych prowadzona była ostra selekcja. Wymieniłam z Em zdezorientowane spojrzenia, nie bardzo wiedząc na jakiej podstawie ochroniarze selekcjonowali ludzi, ale przemilczałyśmy kwestię woląc nie zagłębiać się w szczegóły. W końcu bardzo dobrze wiedziałyśmy w jakich towarzystwach zdarzało się obracać naszym przyjaciołom.

Grzecznie ustawiliśmy się w kolejce, ale już chwilę później Nate rozmawiał z jednym z ochroniarzy. Miał ciemne włosy, przenikliwe niebieskie oczy, mocno zarysowane kości policzkowe, a dopasowany garnitur a la Blues Brothers nie ukrywał jego rozbudowanej sylwetki. Natychmiast przyciągnął on moją uwagę, ponieważ było w nim coś dziwnie znajomego. Uważnie studiując jego twarz próbowałam sobie przypomnieć gdzie mogłam go poznać, lecz bez skutku.

- Ej - Emily szepnęła mi do ucha przyciągając mnie do siebie za ramię - Czy to Seth Cohen?

Dokładnie w momencie kiedy wróciłam wzrokiem do ochroniarza, on obrócił głowę w naszą stronę. Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech, który automatycznie potwierdził teorię Em.

- Wchodźcie - powiedział do naszych znajomych wpuszczając ich poza kolejką nie odrywając oczu ode mnie i Emily.

Kiedy przyszła nasza kolej na wejście, Cohen zrobił lekki krok w lewo zastępując nam drogę.

- Siema dziewczyny, dawno się nie widzieliśmy - przywitał nas bezczelnie unosząc brew.

Emily już otwierała usta, by odpowiedzieć mu w niekoniecznie miły sposób, kiedy za naszymi plecami pojawił się Max.

- Wpuść je Cohen - warknął na chłopaka, który lekko rozbawiony odsunął się na swoje poprzednie miejsce i wsunął na nos czarne RayBany.

Zawadiacki uśmiech Setha nie zniknął z jego twarzy nawet, kiedy Max bardzo niedelikatnie zahaczył o jego ramię przechodząc przez bramkę. Na odchodnym chłopak rzucił jeszcze krótkie 'Do zobaczenia na parkiecie!' i wrócił do wybierania, których ludzi w puści do środka, a którzy dołączą do zgromadzonych przy budynku czekających na okazję do wślizgnięcia się.

W środku powitały nas laserowe, kolorowe światła i głośna, przenikająca przez nasze ciała muzyka. Z kątów pomieszczenia, na parkiet skierowane były reflektory z ultrafioletem, dzięki czemu niektóre kostiumy wyglądały niesamowicie. Jednym z nich było przebranie Maxa, który odwrócił się do nas na wysokości baru. Ukryta pod maską rugbisty twarz zabłyszczała z lekko niebieskawym odcieniem dzięki połączeniu farby i ultrafioletowych lamp. Jego i tak szerokie ramiona, poszerzały nakładki, na które narzucił koszulkę jakiejś amerykańskiej drużyny z dużym numerem 5 zarówno z przodu jak i z tyłu. Nachylił się do nas obu, uniósł ochraniacz, żeby spojrzeć nam w oczy i poważnym tonem kazał nam być ostrożnymi. Chwilę później już go nie było.

Wzruszając ramionami skierowałam się do baru i zamówiłam szoty wódki. Czekając aż barman napełni kieliszki, razem z brunetką rozglądałyśmy się po sali szukając naszych znajomych.

- Widzisz ich gdzieś?

- Nie.. O, tam przy stoliku! - wskazała przeciwną stronę sali, skąd Louis wymachiwał w naszą stronę jak szalony.

- Droga Pani Niepijąca - zwrócił się Charlie do Emily wyciągając zza ucha pięknie skręconego jointa - Skusi się Pani?

- Nie zadawaj głupich pytań - odpowiedziała mu brunetka szeroko się uśmiechając i wydobyła z kieszeni zapalniczkę. W ciągu kilku chwil zaczął unosić się wokół nas tak dobrze znany nam zapach.

***

Byliśmy szczęśliwi. Pierwszy raz od dłuższego czasu wszyscy byliśmy w pełni szczęśliwi. Emily podjęła wszystkie ważne decyzje i z szerokim uśmiechem przytulała się do równie szczęśliwego Zayna. Danielle lekko obejmowała dłoń Liama ukazując z dumną piękny pierścionek zaręczynowy. Niall i Claudia zniknęli na parkiecie pół godziny wcześniej i najwyraźniej nadal rozkoszowali się swoim towarzystwem. Ja i Styles również trzymaliśmy się dobrze, nadal potrafił mnie miło zaskakiwać dzięki czemu nie sposób było się nim znudzić. Nawet nasz casanova Francisco siedział czule obejmując krótkowłosą brunetkę z wytatuowaną lewą ręką. Co prawda reszta ćpunków nie ustatkowała się, jednak czerpali z życia wszystko co najlepsze i nie narzekali na samotność.

- HEJ! BATMAN! - na skraju parkietu pojawił się Louis z dziewczyną przebraną za Catwoman u boku. Paru innych batmanów obejrzało się słysząc swoje imię. - MOŻE I JESTEŚ POPULARNIEJSZY, ALE ZGADNIJ KTO ODBIŁ CI WŁAŚNIE DZIEWCZYNĘ! - wykrzyczał z dumą i wrócił do zdezorientowanej dziewczyny i zaprowadził ją z powrotem na parkiet zostawiając nas roześmianych. Kochany Tomlinson, zawsze wczuty w rolę.

- Em, idziemy powymiatać na parkiecie? - usłyszałam Zayn'a. Emily energicznie pokiwała głową i zerwała się z miejsca.

- Całkiem nie najgorszy pomysł, hm? - Styles wyszeptał mi do ucha wywołując delikatne ciarki. Bez wahania chwyciłam jego dłoń i już po chwili dołączyliśmy do naszych wtulonych w siebie przyjaciół.

Dłonie Stylesa automatycznie powędrowały na moje biodra, natomiast moje zatopiłam w jego burzy włosów. Zielone oczy chłopaka wpatrywały się w moje, a na jego lewym policzku powoli pojawiał się dołeczek rosnący wraz z jego uśmiechem.

- Tak bardzo Cię kocham - powiedział chłopak niskim głosem wywołując kolejną falę ciarek przeszywających moje ciało.

Kiedy jego usta były milimetry od moich, a moje serce biło jak szalone, muzyka wypełniająca budynek niespodziewanie ucichła zaskakując wszystkich tańczących. Skądś dochodziły odgłosy kłótni, więc niewiele myśląc zaczęliśmy przepychać się przez zdezorientowany tłum, żeby zobaczyć co się dzieje. Kiedy byliśmy już prawie przy źródle zamieszania usłyszeliśmy huk odpalanej broni i zduszone krzyki zebranych.

Kilkanaście następnych minut pamiętam jak przez mgłę. Wielkie zamieszanie, odgłos karetki, a w końcu znienawidzony zapach szpitala w oczekiwaniu na wyjście lekarza z sali. Nasze nadzieję rozpłynęły się w chwili kiedy to nastąpiło. Lekarz spojrzał na nas smutno i pokręcił głową nie mówiąc ani słowa. Dopiero wtedy dotarło do nas co się stało i pojawiły się pierwsze łzy, wcześniej powstrzymywane przez adrenalinę. Nie wróciliśmy do domu, pozostaliśmy w szpitalu milcząc, nie wiedząc co powiedzieć, ponieważ nic nie cofnęłoby tych paru paru godzin, nie zmieniłoby niczego.

W końcu roztrzęsiony głos Emily przerwał naszą ciszę.

- Co ja teraz zrobię?

Nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć, uwolniłam się z objęć Harry'ego i usiadłam obok niej pod ściana. Pocieszająco ścisnęłam jej trzęsącą się dłoń.

- Eva, nie dam sobie rady z tym wszystkim bez niego - wymamrotała brunetka ocierając łzy z policzków tylko po to by zrobić miejsce kolejnym.

- Masz nas.

- Ale on jest... był.. jest moim pierdolonym bratem! Miał zawsze być tu dla mnie! Kiedy przyjaciele i miłości życia odejdą, on miał tu być! Miałam mieć w nim wsparcie nawet po największych kłótniach! Miał... - głos dziewczyny znów się załamał i ukryła twarz w dłoniach. - Zayn, zabierz mnie do domu - zdołała jeszcze z siebie wydusić zanim rozpłakała się na dobre przytulając kask będący częścią kostiumu jej brata.

Chłopak ze zrozumieniem kiwnął głową i ostrożnie pomógł jej wstać na nogi. Razem z nimi zebrali się również Liam i Niall, których dziewczyny niecierpliwie czekały na wieści bezpieczne we własnych domach.Na cichym korytarzu zostaliśmy tylko ja, Harry i Louis. Nate, Francisco i Charlie wyszli na spacer i nadal nie wrócili. Poczułam potrzebę sprawdzenia czy wszystko z nimi w porządku.

- Zbierajmy się do domu - odezwałam się cicho do Styles'a - Poczekaj na mnie przy wyjściu, muszę znaleźć chłopaków.

Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia. Nie zaszłam daleko, bo trzy znajome sylwetki zobaczyłam przy automatach z batonikami. Wszyscy stali oparci o ścianę, wpatrzeni w swoje buty. Nagle Nate odwrócił się i z całej siły uderzył pięścią w białą ścianę.

- To wszytko moja wina! - powiedział podniesionym głosem i zacisnął pięści tak mocno, że wszystkie kostki na jego dłoniach zbielały. - Ta impreza była moim pomysłem. Nigdy nie powinienem był Was wciągać w to popierdolone towarzystwo..

Wreszcie zbliżyłam się wystarczająco, by dostrzec jego pełne łez oczy. Ostrożnie podeszłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Kiedy odwrócił się od razu przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Natychmiast poczułam odwzajemnienie gestu. Chwilę później objęły mnie kolejne dwie pary rąk. Czując się bezpiecznie w swoim towarzystwie nawet chłopcy pozwolili sobie na kilka łez.

- Muszę iść. Mamy dużo spraw do załatwienia - powiedziałam w końcu i nie siląc się na pożegnalny uśmiech odeszłam.

Droga do domu minęła nam w milczeniu. Przez 30 minut wpatrywałam się za okno, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Wspominałam Maxa i myślałam jak ciężkie chwile przed nami. Jeszcze kilka godzin wcześniej byliśmy tak szczęśliwi. Najwyraźniej nie dane było nam się tym nacieszyć.

Podczas jazdy taksówką dotarła do mnie wreszcie jedna rzecz, którą prawdopodobnie powinnam była uświadomić sobie już jakiś czas temu. Jesteśmy dorośli, już dawno powinniśmy spoważnieć. Po dzisiejszych wydarzeniach wiedziałam, że nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Wszystko wywróci się do góry nogami i nasze beztroskie nastoletnie lata odejdą na zawsze. Będą tylko historiami, które będziemy wspominać na zjazdach rodzinnych czy okazjonalnych spotkaniach.




Jak pewnie się domyślacie, zbliżamy się do końca naszego cudownego opowiadania :( bądźcie czujne cały czas i sprawdzajcie czy nie pojawiło się nic nowego!

6 komentarzy:

  1. Dlaczego go zabiłyście?! No czemu?! Ej, no!


    Nie kończcie tak szybko tego opowiadania! no!
    ~ i

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego zabiłyście najlepsze brata na świecie ? Niee,po prostu nie wierze,jeszcze chcecie skończyć pisać to opowiadanie,co ja teraz zrobię ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne ale prawdziwe....

    OdpowiedzUsuń
  4. Kumpelki,coś wyczuwam,że chcecie nas zaszczycić nowym rozdziałem,czy to prawda?

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy bedzie nowy rozdział? już czekam ponad miesiąc i doczekac sie nie mogę ;/ mam nadzieje że jak najszybciej go dodacie :)

    OdpowiedzUsuń