sobota, 12 stycznia 2013

We Should Say Goodbye, But We Carry On

Jak co roku, 31 października Emily stała na osłanej jesiennymi liśćmi trawie chroniąc się przed deszczem pod dużym parasolem. Jak co roku, była w towarzystwie swojego synka. Jak co roku, przeszklonym wzrokiem wpatrywała się w obmyty deszczem nagrobek. Jak co roku, wspominała swojego brata, za którym tęskniła najbardziej na świecie.

Jednak ten rok był inny niż poprzednie. Mały Max zaczął rozumieć, zaczął zadawać naprawdę ważne pytania. Mały Max miał wreszcie usłyszeć o swoim wujku, którego nie miał okazji poznać, a który był jedną z najważniejszych osób w życiu jego mamy.

- Mamo? Dlaczego płaczesz? - głos chłopca wyrwał Emily z zamyślenia.

Lekko uśmiechając się, ukucnęła obok swojego synka i pogłaskała go po policzku. Spojrzał na nią zaciekawionymi oczami. Oczami, które odziedziczył po niej. Oczami, które tak bardzo przypominały oczy jej brata.

- Chciałabym, żebyś poznał dziś wujka Maxa - odezwała się wreszcie spokojnym głosem.

- Ale mamo, tu nikogo nie ma - odpowiedział jej zdezorientowany chłopiec rozglądając się na boki.

- Max, Twój wujek umarł zanim się urodziłeś.

Chłopiec skinął powoli głową, chłonąc każde wypowiedziane przez jego matkę słowa. Był mądrym dzieckiem i wiedział już dużo na temat różnych rzeczy. Wiedział, że śmierć jest poważną sprawą, wiedział, że jego mamie jest bardzo ciężko, więc delikatnie przytulił się do niej co ona natychmiast odwzajemniła.

- Wujek Max bardzo Cię kochał zanim nawet pojawiłeś się na świecie. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale był szczęśliwy, że jego młodsza siostra urodzi niedługo małego dzieciaka, z którym będzie mógł się bawić, za którego będzie mógł czuć się odpowiedzialny. Chciał zawsze móc nas ochronić i wspomóc w trudnych chwilach. Na pewno nadal czuwa nad nami i jest dumny z tego na jakiego pięknego i mądrego chłopca wyrosłeś. Był wspaniałym człowiekiem, czasami trochę szalonym, ale był najlepszym bratem na świecie.

- Chciałbym móc go poznać - powiedział cicho ciemnowłosy chłopiec. Nie mówiąc nic więcej wyjął z dłoni swojej mamy bukiet kwiatów, podszedł do ciemnego nagrobka i położył przy nim kwiaty. Przez chwilę milczał, ale w końcu odezwał się szeptem, kierując swoje słowa tylko do jednej osoby - Cześć wujku. Mama mówi, że jesteś super. Na pewno ma rację. Szkoda, że już Cię nie ma.

Emily zasłoniła usta dłonią, żeby zagłuszyć ciche szlochnięcia. Słysząc słowa swojego synka nie mogła już dłużej powstrzymywać łez. Chłopiec widząc to, w milczeniu podszedł do niej i złapał jej dłoń swoją małą rączką.

- Chodźmy już, nie chcemy, żeby wszyscy musieli na nas czekać! - rzucając ostatnie spojrzenie na nagrobek, Emily odwróciła się i z synem przy boku ruszyła do samochodu.

Droga powrotna do domu obyła się bez rozmów. Ciszę zakłócała jedynie stara płyta One Direction. Em nigdy nie pomyślałaby, że będzie wychowywała swoje dziecko na tego typu muzyce, ale nie mogła też pozwolić, żeby chłopiec do końca życia nabijał się ze swojego taty i jego błędów z młodości. W końcu dotarli do mieszkania, które kupili z Zaynem parę lat wcześniej. Było przestronne, w sam raz dla małej rodzinny i okazjonalnych spotkań całej ich grupki. Po kuchni i salonie krzątali się Zayn i Eva wraz z Harrym.

- Mamo, wujek Louis też dziś przyjedzie? - zapytał chłopiec, którego twarzyczka rozświetliła się na myśl o ulubionym wujku.

- Niestety nie, ale Ade i Philip powinni zaraz dotrzeć. Potem pójdziecie z Harrym pozbierać cukierki - odpowiedział mu Zayn czochrając ciemne włosy.

Chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się i do mieszkania weszła Ade z małym chłopcem na rękach. Dziewczynę, a właściwie już żonę, Louisa poznali pod postacią Kobiety Kota na tej nieszczęsnej imprezie. Nikt z nie pomyślałby, że zagości wśród nich tak długo. Mały Tomlinson natomiast, był kropla w kroplę podobny do taty. Kiedy tylko mama postawiła go na podłodze, podszedł do Maxa i grzecznie uścisnął jego rękę. Chwilę potem zniknęli w pokoju omawiając coś po cichu.

- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie znaleźliście sobie mieszkania z windą - powiedziała blondynka głośno opadając na kanapę.

- Nosisz 5 letniego syna na rękach będąc w ciąży, nic dziwnego, że męczy Cię wejście na drugie piętro! - zaśmiała się Eva dając dziewczynie powitalnego buziaka w policzek.

- Pamiętam jeszcze jak był rocznym maleństwem, tak szybko rośnie.. Swoją drogą, Lou powiedział, że będą gotowi na skype'a koło 21 - blondynka zwróciła się do Harry'ego - Wróćcie do tego czasu. Philip nie widział go już od trzech dni.

- No problemo. Już się zbieramy - odpowiedział jej chłopak stawiając na stole półmisek jedzenia. - Chłopcy! Wskakiwać w kostiumy i wychodzimy!

Z pokoju obok dobiegły wszystkich uradowane głosy i 5 minut później dwa małe potworki wbiegły do salonu.

- Widzę, że w tym roku odłożyliście na bok super bohaterów, he ? - zapytał Styles przyglądając się strojom chłopców.

- Nowy batman był do dupy, nie chcę już nim być - Max wzruszył ramionami odpowiadając.

W pokoju na chwilę zapadła cisza, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Co się dzieje? - Liam pojawił się w pokoju rozpinając kurtkę. Szybko wyjaśniono mu sytuację i dołączył do roześmianej gromadki.

- Tak właśnie kończy się puszczanie dzieci do kina z Evą - Zayn wywrócił oczami, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy.

- Nie moja wina, że film rzeczywiście był do dupy - dziewczyna wzruszyła ramionami i podkradła kilka czipsów z miski postawionej na stole.

- Dobra, my wychodzimy. Powinniśmy wrócić za dwie godziny!

Harry otworzył drzwi, puścił chłopców przodem i opuścił mieszkanie. Reszta rozsiadła się na kanapach i zaczęła nadrabianie zaległości.

Ostatnimi czasy nie widywali się za często. Liam po rozstaniu z Danielle, które przeżył dosyć ciężko, skoncentrował się na pracy, która wymagała trochę podróżowania po największych miastach Europy. Eva doszła do wniosku, że najwyższy czas zacząć jakieś studia, więc wraz z Harry'm wyprowadziła się do Bristolu, gdzie zaczęła uczęszczać na uniwersytet, a jej chłopak otworzył studio nagraniowe. Pod jego skrzydłami nagrywają miedzy innymi Louis i Niall, który w tej chwili zdobywają serca Australijskich dziewczyn. Ade, na co dzień redaktorka magazynu modowego, teraz wypoczywa na urlopie macierzyńskim oczekując zbliżającego się porodu. W końcu Emily i Zayn, oboje pracujący i zajmujący się synem. Brunetka nawiązała współpracę z Ade i została jej naczelnym fotografem. Malik natomiast otworzył salon tatuażu, w którym każdy może liczyć na unikatowy, oryginalny i profesjonalnie tatuaż, narysowany przez samego Zayna.

Pochłonięci rozmową, nie zauważyli jak szybko upłynął na niej czas. Uświadomili to sobie dopiero, gdy do mieszkania wbiegli Max i Philip chwaląc się ilością zebranych smakołyków.

- Niall i Louis już czekają, możemy się tam przeni... - uradowane krzyki przerwały Emily. Chłopcy przekrzykując się nawzajem, popędzili do pokoju gdzie na monitorze laptopa czekały na nich uśmiechnięte twarze Tomlinsona i Horana.

- Cześć dzieciaki! Jak poszło zbieranie cukierków?

Podekscytowani chłopcy zaczęli podstawiać swoje koszyczki pod kamerkę.

- Wowowow! Musieliście być bardzo strasznie skoro Wam się tak udało! Czy może to urok wujka Harry'ego zadziałał tak na wszystkie panie? - Louis poruszał brwiami zauważając Stylesa za chłopcami.

- Odezwał się ten, którego obrzucają stanikami na koncertach!

- Cśśśśś, Ade o niczym nie wie - odpowiedział mu Tomlinson teatralnym szeptem powodując, że Niall wybuchł swoim niekończącym się śmiechem.

W końcu cała gromadka zgromadziła się wokół komputera, rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem. Mimo, że 31 października już na zawsze będzie im się źle kojarzył, to jednak był to też ich ulubiony dzień w roku. Wiedzieli, że następnego dnia znów każdy pójdzie w swoją stronę, zajmie się swoim życiem, ale wiedzieli też, że nie ważne co, dokładnie za rok znów spotkają się, aby przedyskutować co działo się przez ten czas, pośmiać się i zapomnieć o swoich zmartwieniach, wiedząc, że są w towarzystwie ludzi, z którymi przeżyli najlepsze i najgorsze i o których nigdy, przenigdy nie zapomną.


Dziękujemy czytelnikom, którzy wytrwali od początku do końca oraz tym, którzy odkryli nas trochę później ♥ Pa!

czwartek, 8 listopada 2012

We Never Said Goodbye

EVA

- Eva, jesteś wreszcie gotowa?! - zza drzwi łazienki dobiegł mnie podirytowany głos Maxa.

- Chwilaaa... - odpowiedziałam kończąc makijaż.

- Dziewczyno, nawet Em jest już gotowa..

- No przecież już idę - otworzyłam drzwi pomieszczenia i słodko uśmiechnęłam się do chłopaka, który w odpowiedzi jedynie wywrócił oczami.

W salonie czekała już na mnie cala reszta towarzystwa, składająca się z dwójki zombie, jednego Waldo, Batmana i nieco naburmuszonego Robina, Pocahontas i paru innych ciekawych osób.
W tym roku co do imprezy halloweenowej zdaliśmy się na naszych kochanych ćpunków, którzy koniec końców wybrali nieco podejrzaną, ale ciekawie zapowiadającą się opcję.


Po kilku minutach chwalenia swoich kostiumów załadowaliśmy się do zamówionych wcześniej taksówek i ruszyliśmy w stronę podanego przez chłopców adresu. Po dość długiej drodze na drugi koniec miasta, w końcu dotarliśmy na miejsce gotowi do zabawy.

Zwartą grupą ruszylismy w stronę wejścia do wielkiego budynku, prawdopodobnie pozostałego po jakieś fabryce czy magazynie. Mimo, że nie był w żaden sposób udekorowany, idealnie nadawał się na Halloweenową imprezę. Ciemne ceglane ściany i nieliczne okna z powybijanymi szybami mogły przyprawić o ciarki każdego. Jedynymi udogodnieniami były dodane przez organizatorów było oświetlenie i, prawdopodobnie, ogrzewanie w środku budynku. Mimo jego sporych rozmiarów, które pomieściłyby spokojnie wszystkich chętnych imprezowiczów, przy drzwiach wejściowych prowadzona była ostra selekcja. Wymieniłam z Em zdezorientowane spojrzenia, nie bardzo wiedząc na jakiej podstawie ochroniarze selekcjonowali ludzi, ale przemilczałyśmy kwestię woląc nie zagłębiać się w szczegóły. W końcu bardzo dobrze wiedziałyśmy w jakich towarzystwach zdarzało się obracać naszym przyjaciołom.

Grzecznie ustawiliśmy się w kolejce, ale już chwilę później Nate rozmawiał z jednym z ochroniarzy. Miał ciemne włosy, przenikliwe niebieskie oczy, mocno zarysowane kości policzkowe, a dopasowany garnitur a la Blues Brothers nie ukrywał jego rozbudowanej sylwetki. Natychmiast przyciągnął on moją uwagę, ponieważ było w nim coś dziwnie znajomego. Uważnie studiując jego twarz próbowałam sobie przypomnieć gdzie mogłam go poznać, lecz bez skutku.

- Ej - Emily szepnęła mi do ucha przyciągając mnie do siebie za ramię - Czy to Seth Cohen?

Dokładnie w momencie kiedy wróciłam wzrokiem do ochroniarza, on obrócił głowę w naszą stronę. Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech, który automatycznie potwierdził teorię Em.

- Wchodźcie - powiedział do naszych znajomych wpuszczając ich poza kolejką nie odrywając oczu ode mnie i Emily.

Kiedy przyszła nasza kolej na wejście, Cohen zrobił lekki krok w lewo zastępując nam drogę.

- Siema dziewczyny, dawno się nie widzieliśmy - przywitał nas bezczelnie unosząc brew.

Emily już otwierała usta, by odpowiedzieć mu w niekoniecznie miły sposób, kiedy za naszymi plecami pojawił się Max.

- Wpuść je Cohen - warknął na chłopaka, który lekko rozbawiony odsunął się na swoje poprzednie miejsce i wsunął na nos czarne RayBany.

Zawadiacki uśmiech Setha nie zniknął z jego twarzy nawet, kiedy Max bardzo niedelikatnie zahaczył o jego ramię przechodząc przez bramkę. Na odchodnym chłopak rzucił jeszcze krótkie 'Do zobaczenia na parkiecie!' i wrócił do wybierania, których ludzi w puści do środka, a którzy dołączą do zgromadzonych przy budynku czekających na okazję do wślizgnięcia się.

W środku powitały nas laserowe, kolorowe światła i głośna, przenikająca przez nasze ciała muzyka. Z kątów pomieszczenia, na parkiet skierowane były reflektory z ultrafioletem, dzięki czemu niektóre kostiumy wyglądały niesamowicie. Jednym z nich było przebranie Maxa, który odwrócił się do nas na wysokości baru. Ukryta pod maską rugbisty twarz zabłyszczała z lekko niebieskawym odcieniem dzięki połączeniu farby i ultrafioletowych lamp. Jego i tak szerokie ramiona, poszerzały nakładki, na które narzucił koszulkę jakiejś amerykańskiej drużyny z dużym numerem 5 zarówno z przodu jak i z tyłu. Nachylił się do nas obu, uniósł ochraniacz, żeby spojrzeć nam w oczy i poważnym tonem kazał nam być ostrożnymi. Chwilę później już go nie było.

Wzruszając ramionami skierowałam się do baru i zamówiłam szoty wódki. Czekając aż barman napełni kieliszki, razem z brunetką rozglądałyśmy się po sali szukając naszych znajomych.

- Widzisz ich gdzieś?

- Nie.. O, tam przy stoliku! - wskazała przeciwną stronę sali, skąd Louis wymachiwał w naszą stronę jak szalony.

- Droga Pani Niepijąca - zwrócił się Charlie do Emily wyciągając zza ucha pięknie skręconego jointa - Skusi się Pani?

- Nie zadawaj głupich pytań - odpowiedziała mu brunetka szeroko się uśmiechając i wydobyła z kieszeni zapalniczkę. W ciągu kilku chwil zaczął unosić się wokół nas tak dobrze znany nam zapach.

***

Byliśmy szczęśliwi. Pierwszy raz od dłuższego czasu wszyscy byliśmy w pełni szczęśliwi. Emily podjęła wszystkie ważne decyzje i z szerokim uśmiechem przytulała się do równie szczęśliwego Zayna. Danielle lekko obejmowała dłoń Liama ukazując z dumną piękny pierścionek zaręczynowy. Niall i Claudia zniknęli na parkiecie pół godziny wcześniej i najwyraźniej nadal rozkoszowali się swoim towarzystwem. Ja i Styles również trzymaliśmy się dobrze, nadal potrafił mnie miło zaskakiwać dzięki czemu nie sposób było się nim znudzić. Nawet nasz casanova Francisco siedział czule obejmując krótkowłosą brunetkę z wytatuowaną lewą ręką. Co prawda reszta ćpunków nie ustatkowała się, jednak czerpali z życia wszystko co najlepsze i nie narzekali na samotność.

- HEJ! BATMAN! - na skraju parkietu pojawił się Louis z dziewczyną przebraną za Catwoman u boku. Paru innych batmanów obejrzało się słysząc swoje imię. - MOŻE I JESTEŚ POPULARNIEJSZY, ALE ZGADNIJ KTO ODBIŁ CI WŁAŚNIE DZIEWCZYNĘ! - wykrzyczał z dumą i wrócił do zdezorientowanej dziewczyny i zaprowadził ją z powrotem na parkiet zostawiając nas roześmianych. Kochany Tomlinson, zawsze wczuty w rolę.

- Em, idziemy powymiatać na parkiecie? - usłyszałam Zayn'a. Emily energicznie pokiwała głową i zerwała się z miejsca.

- Całkiem nie najgorszy pomysł, hm? - Styles wyszeptał mi do ucha wywołując delikatne ciarki. Bez wahania chwyciłam jego dłoń i już po chwili dołączyliśmy do naszych wtulonych w siebie przyjaciół.

Dłonie Stylesa automatycznie powędrowały na moje biodra, natomiast moje zatopiłam w jego burzy włosów. Zielone oczy chłopaka wpatrywały się w moje, a na jego lewym policzku powoli pojawiał się dołeczek rosnący wraz z jego uśmiechem.

- Tak bardzo Cię kocham - powiedział chłopak niskim głosem wywołując kolejną falę ciarek przeszywających moje ciało.

Kiedy jego usta były milimetry od moich, a moje serce biło jak szalone, muzyka wypełniająca budynek niespodziewanie ucichła zaskakując wszystkich tańczących. Skądś dochodziły odgłosy kłótni, więc niewiele myśląc zaczęliśmy przepychać się przez zdezorientowany tłum, żeby zobaczyć co się dzieje. Kiedy byliśmy już prawie przy źródle zamieszania usłyszeliśmy huk odpalanej broni i zduszone krzyki zebranych.

Kilkanaście następnych minut pamiętam jak przez mgłę. Wielkie zamieszanie, odgłos karetki, a w końcu znienawidzony zapach szpitala w oczekiwaniu na wyjście lekarza z sali. Nasze nadzieję rozpłynęły się w chwili kiedy to nastąpiło. Lekarz spojrzał na nas smutno i pokręcił głową nie mówiąc ani słowa. Dopiero wtedy dotarło do nas co się stało i pojawiły się pierwsze łzy, wcześniej powstrzymywane przez adrenalinę. Nie wróciliśmy do domu, pozostaliśmy w szpitalu milcząc, nie wiedząc co powiedzieć, ponieważ nic nie cofnęłoby tych paru paru godzin, nie zmieniłoby niczego.

W końcu roztrzęsiony głos Emily przerwał naszą ciszę.

- Co ja teraz zrobię?

Nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć, uwolniłam się z objęć Harry'ego i usiadłam obok niej pod ściana. Pocieszająco ścisnęłam jej trzęsącą się dłoń.

- Eva, nie dam sobie rady z tym wszystkim bez niego - wymamrotała brunetka ocierając łzy z policzków tylko po to by zrobić miejsce kolejnym.

- Masz nas.

- Ale on jest... był.. jest moim pierdolonym bratem! Miał zawsze być tu dla mnie! Kiedy przyjaciele i miłości życia odejdą, on miał tu być! Miałam mieć w nim wsparcie nawet po największych kłótniach! Miał... - głos dziewczyny znów się załamał i ukryła twarz w dłoniach. - Zayn, zabierz mnie do domu - zdołała jeszcze z siebie wydusić zanim rozpłakała się na dobre przytulając kask będący częścią kostiumu jej brata.

Chłopak ze zrozumieniem kiwnął głową i ostrożnie pomógł jej wstać na nogi. Razem z nimi zebrali się również Liam i Niall, których dziewczyny niecierpliwie czekały na wieści bezpieczne we własnych domach.Na cichym korytarzu zostaliśmy tylko ja, Harry i Louis. Nate, Francisco i Charlie wyszli na spacer i nadal nie wrócili. Poczułam potrzebę sprawdzenia czy wszystko z nimi w porządku.

- Zbierajmy się do domu - odezwałam się cicho do Styles'a - Poczekaj na mnie przy wyjściu, muszę znaleźć chłopaków.

Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia. Nie zaszłam daleko, bo trzy znajome sylwetki zobaczyłam przy automatach z batonikami. Wszyscy stali oparci o ścianę, wpatrzeni w swoje buty. Nagle Nate odwrócił się i z całej siły uderzył pięścią w białą ścianę.

- To wszytko moja wina! - powiedział podniesionym głosem i zacisnął pięści tak mocno, że wszystkie kostki na jego dłoniach zbielały. - Ta impreza była moim pomysłem. Nigdy nie powinienem był Was wciągać w to popierdolone towarzystwo..

Wreszcie zbliżyłam się wystarczająco, by dostrzec jego pełne łez oczy. Ostrożnie podeszłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Kiedy odwrócił się od razu przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Natychmiast poczułam odwzajemnienie gestu. Chwilę później objęły mnie kolejne dwie pary rąk. Czując się bezpiecznie w swoim towarzystwie nawet chłopcy pozwolili sobie na kilka łez.

- Muszę iść. Mamy dużo spraw do załatwienia - powiedziałam w końcu i nie siląc się na pożegnalny uśmiech odeszłam.

Droga do domu minęła nam w milczeniu. Przez 30 minut wpatrywałam się za okno, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Wspominałam Maxa i myślałam jak ciężkie chwile przed nami. Jeszcze kilka godzin wcześniej byliśmy tak szczęśliwi. Najwyraźniej nie dane było nam się tym nacieszyć.

Podczas jazdy taksówką dotarła do mnie wreszcie jedna rzecz, którą prawdopodobnie powinnam była uświadomić sobie już jakiś czas temu. Jesteśmy dorośli, już dawno powinniśmy spoważnieć. Po dzisiejszych wydarzeniach wiedziałam, że nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Wszystko wywróci się do góry nogami i nasze beztroskie nastoletnie lata odejdą na zawsze. Będą tylko historiami, które będziemy wspominać na zjazdach rodzinnych czy okazjonalnych spotkaniach.




Jak pewnie się domyślacie, zbliżamy się do końca naszego cudownego opowiadania :( bądźcie czujne cały czas i sprawdzajcie czy nie pojawiło się nic nowego!

niedziela, 7 października 2012

We’re About To Make Some Memories Tonight


EMILY

Max stał obok, wściekle patrząc na mnie. Bez słowa wyrwał mi z ręki nietkniętego jeszcze drinka i jednym łykiem go wypił.

- Co to kurwa ma znaczyc?! – krzyczał. – No mów! To prawda?

Kilka osób tańczących w pobliżu zerkało na nas.

- O co Ci chodzi… Zostaw mnie w spokoju. – odpowiedziałam.

Odwróciłam się na pięcie by odejść od niego z dala. Jednak brat złapał mnie mocno za ramię i przytrzymał.

- Jeszcze nie skończyliśmy! – wykrzyczał mi do ucha.

- Kurwa Max, uspokój się! – warknęłam. Starałam się panować nad sobą, jednak wewnątrz trzęsłam się z przerażenia.

Tylko jedna rzecz mogła go tak zdenerwować. Moja ciąża. O której mu nie powiedziałam. Skąd niby miał się jednak dowiedzieć. Nadal był to sekret. Wiedziałam jedynie o tym ja, Zayn, Louis i Eva. No i Harry. Horan i Payne nie byli jeszcze poinformowani.

- SPÓJRZ MI PROSTO W OCZY I MI POWIEDZ! – niski głos wyrwał mnie z zamyślenia.

- Hej, co tu się dzieje! Max, puśc ją! Będzie miała siniaka idioto! – Eva zjawiła się przy nas.

Max spojrzał na nią zirytowany, jednak puścił moją rękę.

- Eva, musze porozmawiać z Emily. – powiedział ledwie otwierając szczękę.

- I wybrałeś na to zatłoczony klub? Wszyscy na was patrzą. Trawka chyba już wypaliła Ci resztki mózgu. – odpowiedziała Eva, trzepiąc go w głowę.

Miała rację. Coraz więcej osób nam się przyglądało. Mimo, że nie słyszeli dokładnych słów przez głośną muzykę, na pewno liczyli na jakieś fajne widowisko.

- Wychodzę. – powiedziałam chłodno.

- Zaczekaj. – powiedział spokojnie Max. – Zamówię taksówkę.

Pokręciłam głową, pożegnałam się z Evą i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Na zewnątrz było już zimno, a ja nie miałam nic wierzchniego. Czekając na samochód, zaczęłam chodzic w tę i z powrotem. Brat stał w miejscu. Po chwili podszedł do mnie i bez słowa nałożył mi na ramiona swoją kurtkę. Kiedy nadjechała taksówka, również milcząc, oboje wsiedliśmy. Kierowca starał się nas zagadać, jednak kiedy się tylko odwrócił i zobaczył nasze miny, odezwał się następnym razem dopiero kiedy dojechaliśmy, by powiedzieć koszt.

Po wejściu do domu od razu skierowałam się do kuchni. Sięgnęłam z lodówki wódkę i z górnej szafki szklany kieliszek. Nalałam do pełna i postawiłam przed bratem, po czym usiadłam naprzeciwko. Wypił w ułamku sekundy. Nalałam jeszcze raz. Ponownie pochłonął w mgnieniu oka.

- Tak, jestem w ciąży. – odezwałam się. – Przynajmniej jeszcze.

- Co to ma znaczyc, Emily? Jak to się stało? – spytał zatroskany.

Głośno się zaśmiałam.

- Jak to się stało? Naprawdę?

- Wiesz o co mi chodzi, młoda.

- Spieprzyłam, ok? Cały świat wali mi się na głowę, bądź trochę bardziej wyrozumiały.

- Byłbym gdybym dowiedział się tego od Ciebie! – powiedział oburzony. – Chcesz je usunąc?

- Nie wiem.

- Zayn jest ojcem, tak? – spytał, wciągając głośno powietrze.

Mruknęłam potwierdzająco.

- Co on o tym myśli? Jesteście znowu razem, tak?

- Nie… Nie rozmawiałam z nim ostatnio. Chciałam mieć przerwę.

Nerwowo zaczęłam bawic się zielonym jabłkiem leżącym na stole.

- Chodź tu do mnie. – powiedział, wstając z krzesła i rozchylił ramiona.

Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego mocno.

- Nie pomogę Ci podjąc decyzji. Musisz sama to rozgryźć. Wiedz jednak, że będę najlepszym wujkiem na świecie. Teraz albo za parę lat. Ale będę, nic się nie martw już. – powiedział głaszcząc mnie po głowie. – A teraz idź spac.

- Dziękuję. – odpowiedziałam i posłusznie poszłam na górę. Troska brata wzruszyła mnie bardzo. Nie mogłam go winic za początkowy wybuch gniewu. Sama zachowałabym się pewnie jeszcze gorzej będąc na jego miejscu.

Zmyłam makijaż i przebrałam się w luźną piżamę. Włączyłam telewizję i rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam się jednak skupic na głupim filmie. Rozmyślałam o całym moim życiu. W większej części jednak o chłopcach. O chwilach spędzonych razem. O rozstaniach i powrotach.

Chwyciłam telefon do ręki.

Musimy porozmawiać. Teraz. Dokonałam wyboru. 

Malik – wyślij.

Poczułam spływającą po policzku ciepłą łzę.

Za 5 minut będę pod Twoim domem.

Zeszłam na dół kiedy zauważyłam za oknem światła zatrzymującego się samochodu. Zayn wysiadł z niego powoli. Schował kluczyki do swojej skórzanej kurtki i podszedł do mnie.

- Wejdziesz? – spytałam cicho.

Kiwnął głową a ja zaprowadziłam go do swojego pokoju. Oboje usiedliśmy na łóżku.

- No… to… - zaczął a ja przyłożyłam mu palec wskazujący do ust.

Spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich strach i niepewnośc.

Tylko raz widziałam to spojrzenie. Wtedy, w salonie, kiedy przyjechał by usłyszeć, że go zostawiam.
A teraz widziałam ten ból ponownie.

Nie mogłam dłużej zwlekać.

Uśmiechnęłam się nieśmiało i ściągnęłam palec z jego ust.

- Kocham Cię. – wyszeptałam po czym przysunęłam moje wargi do jego.

Poczułam łzy na policzku, które sprawiły, że serce mi zastygło. Łzy bowiem nie były moje. Odsunęłam się lekko od chłopaka, a on pośpiesznie je wytarł.

- Przestań bekso! – powiedziałam się, śmiejąc się i czując, że ja także zaczynam płakać.

- Jestem szczęśliwy, Emily. – odparł wycierając mi policzek.

- Masz plany na resztę nocy? Wiesz… teraz możemy uprawiac szalony seks bez żadnych zabezpieczeń. – mrugnęłam, śmiejąc się głośno.

- Oj Emily… Tobie tylko jedno w głowie. – Zayn zaśmiał się serdecznie i przykrył nas oboje kołdrą.

poniedziałek, 1 października 2012

LOL

NIE MYŚLCIE SOBIE, ŻE ZNIKAMY BEZ POŻEGNANIA!

BĄDŹCIE CZUJNE W TYM TYGODNIU!

Evily.

wtorek, 31 lipca 2012

With Just One Look, When I Saw Your Face

EVA

Stojąc przed lustrem przeczesałam włosy palcami zastanawiając się czy dobrze zrobiłam ścinając je tak radykalnie. Do gabinetu fryzjera weszłam raczej pewna swojej decyzji, ale jak to zawsze bywa, naszły mnie wątpliwości. Oczywiście po czasie, kiedy nie mogłam już tego zmienić. Fryzjerka zapewniała mnie, że wybrałam fryzurę bardzo pasującą do mojej twarzy i że będę zadowolona z efektu.

Lekko potrząsnęłam głową wyrzucając z niej niepotrzebne problemy. Myślę o moich włosach, kiedy dookoła dzieje się dużo ważniejszych spraw. Jak na przykład przyjaciółka w ciąży.

Obejrzałam się jeszcze parę razy w lustrze, złapałam torebkę i powoli zeszłam ze schodów, po czym opuściłam dom kierując się do umówionego miejsca.

Odkąd dowiedziałam się o urodzinowej imprezie Francisco wiedziałam, że ten jeden raz odpuszczę. Zostanę w domu, żeby wspierać Emily w tych trudnych dla niej dniach. Byłam gotowa na spędzenie z nią kolejnej nocy pełnej filmów, jedzenia, głupich rozmów, ploteczek. Wszystkiego, byle tylko unikać tematu dziecka. Byłam więc zaskoczona, kiedy niecałe dwie godziny po pożegnaniu się z przyjaciółką, dostałam od niej wiadomość z pytaniem na którą zamówić taksówkę. I szczerze mówiąc, bałam się jaki pomysł pojawił się w tej jej małej, kochanej główce.

Przywitałam Emily buziakiem w policzek i szybko wsiadłyśmy w czekającą na nas taksówkę. Brunetka rzuciła kierowcy adres klubu.

- Masz papier? - spytała mnie wyciągając z plastikowej siatki urodzinowy prezent dla naszego przyjaciela.

Szybko kiwając głową przygotowałam nożyczki, papier i taśmę klejącą do opakowania prezentu. Mimo małych niedogodności jak nierówna droga, na której samochód podskakiwał od czasu do czasu, udało nam się zapakować go całkiem przyzwoicie.

Znalezienie tego prezentu wymagało od nas dużo chodzenia po najbardziej ukrytych zakamarkach Londynu. Aż wreszcie zobaczyłyśmy na wystawie jednego ze sklepów coś co było wręcz idealne dla Francisco. Bez chwili zawahania zdecydowałyśmy się na kupno ogromnego, święcącego na różne kolory bongo do którego dorzuciłyśmy parę drobiazgów przeznaczonych do tych samych celów.

- Szczęka mu opadnie - powiedziała Emily z szerokim uśmiechem podziwiając pakunek.

Kiedy dojechałyśmy na miejsce nie dało się nie zauważyć, że chłopcy postarali się, żeby impreza była z prawdziwym pierdolnięciem. Tym razem muzykę z klubu słychać nie tylko po przekroczeniu pierwszych drzwi, ale również na zewnątrz. Przed wejściem kręciło się mnóstwo osób - część stała w kolejce do okazania wejściówek, część kombinowała jak dostać się do środka bez niej. Będąc stałymi gośćmi i znając cały personel klubu, zostałyśmy szybko wpuszczone bez kolejki. Pierwsze co nas powitało to ściana dymu, kolorowe światła i muzyka tak głośna, że uderzenia basu przenikały całe moje ciało. Będąc modnie spóźnionymi, nie zdziwiłyśmy się, że parkiet był już pełen.

- Pozbądźmy się tego - wskazałam na prezent - i idziemy się bawić!

Solenizanta znalazłyśmy bez większego problemu. Siedział przy swoim ulubionym stoliku, zaraz przy DJce, gdzie wbrew pozorom było najciszej. Wokół stołu zastawionego shotami zebrali się wszyscy jego najbliżsi znajomi. Dokładnie w momencie, kiedy podeszłyśmy, Charlie wzniósł urodzinowy toast. Zanim się obejrzałam zostały nam wciśnięte w dłonie kieliszki i po krótkiej przemowie każdy opróżnił swój.

- Wszystkiego najlepszego kretynie - Emily przekrzyczała muzykę wręczając Francisco pudełko. Oczy chłopaka powiększyły się i zachłannie zaczął rozrywać papier. Kiedy wreszcie dokopał się do prezentu, jego oczy urosły jeszcze bardziej i rzucił się nam na szyje.

- ZAJEBISTE - krzyknął dając każdej z nas po buziaku i rzucił się do przygotowania bongosa do jego pierwszego użytku.

- Bar? - usłyszałam koło ucha głos Emily i przytaknęłam. Kiedy już usiadłyśmy na wysokich stołkach i podałyśmy barmanowi nasze zamówienia, spojrzałam na brunetkę podejrzliwie.

- Co jest?

- Nie chcę go. Nie jestem gotowa. Nie dam rady - zamilkła na chwilę po czym dodała - Więc mogę równie dobrze bawić się jakby wszystko było w porządku.

Kiwając głową skupiłam się na swoim drinku. Nigdzie nie widziałyśmy jeszcze żadnego z pozostałych chłopaków. Nawet nie wiedziałyśmy czy zamierzają się pojawić. Co miało swoje plusy, bo mimo wspierania Emily w każdej jej decyzji, na pewno nie byliby zachwyceni widząc ją pijącą i mającą zamiar zniszczyć się tej nocy. Szczególnie Zayn i Louis.

- Przestań zamulać, idziemy na parkiet! - przyjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła w tłum tańczących ludzi. Odnalazła w nim Nate'a i Charliego, którzy natychmiast wyrwali się otaczającym ich dziewczynom i zaczęli tańczyć z nami.

Nie wiem ile czasu tańczyłyśmy, co chwila nowe drinki pojawiały się w naszych rękach i bawiłyśmy się naprawdę dobrze. Od czasu do czasu przewinął się  wśród nas ktoś ze znajomych, ale głownie byliśmy we czwórkę, reszta najwidoczniej była zajęta nowym ulubionym przedmiotem Francisco. I kto by im się dziwił, nasz prezent był zajebisty.

Jednak wszystko musi mieć swój kres i nagle pomiędzy nami pojawił się Max. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest zły. Ale kiedy przyjrzałam się jego twarzy, dostrzegłam, że jest tak wściekły jak nigdy.

- EMILY!!!! - wrzasnął, żeby zwrócić na siebie uwagę siostry. To na pewno nie zwiastowało nic dobrego.

poniedziałek, 9 lipca 2012

My Head Turns To Face The Floor Cause I Can’t Look You In The Eyes

EMILY

Wyszłam od przyjaciółki w bardzo dobrym humorze. Ostatnie dni były  dla mnie bardzo stresujące, więc cieszyłam się, że choć na chwilę pozbyłam się natrętnych myśli starających się ogarnąć zaistniałą sytuację.

Spodziewam się dziecka. Kto by pomyślał. Ja. Emily. Spodziewam się dziecka. Dziecka, którego ojcem jest Zayn Malik. Nie kto inny jak znany na całym świecie Zayn Malik. Miałam kilka opcji do wyboru. Każdą z nich rozważałam wiele razy. Utrzymanie ciąży oznaczało rezygnację z modelingu. Przynajmniej na jakiś czas.

Zapięłam kurtkę pod szyję i szybszym krokiem ruszyłam w stronę metra. Zaczynało się robic chłodno.

Urodzenie tego dziecka oznaczało totalną zmianę mojego trybu życia. Koniec z szalonymi imprezami, porannymi powrotami do domu, budzeniu się w innym mieście… Nie byłam pewna czy jestem w stanie się ustatkować. Jeszcze nie teraz.

Wstąpiłam do otwartego kiosku po butelkę wody. Mój wzrok przykuła paczka papierosów, w regale nad młodym sprzedawcą.

- Podac któreś? – spytał przyjaznym tonem.

- Nie tym razem. – odpowiedziałam wręczając kilka monet i nie czekając na otrzymanie reszty, wyszłam na zewnątrz.

Sięgnęłam po telefon wibrujący w lewej kieszeni spodni.

’22 nasz klub. Umrzemy. Francisco.’

Nie siląc się na odpowiedź, schowałam komórkę z powrotem. Idąc ciemnym chodnikiem, kopnęłam leżący kamień przed siebie. Mój wzrok cały czas utkwiony był na moich stopach. Koniec ze szpilkami. Ta myśl szybko pojawiła mi się w głowie. Żałowałam, że nie zostałam na noc z Evą. Przy niej wszystko wydawało się łatwiejsze.

Poczułam, że telefon wibruje kolejny raz. Tym razem był to Malik.

‘Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Kocham Cię. XOXO’.

Wrzuciłam telefon do kieszeni i zakryłam oczy dłońmi. Starałam się oddychać głęboko by nie rozryczec się w centrum miasta.

- Em? – usłyszałam znajomy głos blisko siebie.

- Kurwa. – szepnęłam szybko opuszczając ręce i odwróciłam się za siebie.

- Dobrze się czujesz? – spytał przytulając się serdecznie.

- Tak, dziękuję, potrzebowałam tylko chwili na zebranie myśli. Co tu robisz?

- Właśnie wracam od znajomych, masz ochotę na piwo? – Louis spytał uśmiechając się zadziornie.

Nie miałam jeszcze okazji z nim porozmawiać. Prosiłam Zayna by tego również nie robił. Choć było to cholernie podłe i dziecinne, do tej pory nie wiedziałam, którego z nich bardziej kocham. Nie mogłam już bawić się nimi obojgiem. Natura zdecydowała za mnie.

- Odpuszczę, jestem zmęczona. Właśnie wracam od Evy, przepraszam. – odpowiedziałam puszczając mu oczko.

- Nie spławisz mnie kolejny raz dziewczyno! To idziemy chociaż na kawę! – nie czekając na moją reakcję chwycił mnie za dłoń i szybkim krokiem ruszył w stronę małej kawiarenki po drugiej stronie ulicy.

- Dwie latte proszę. – powiedział do kasjerki wręczając dwa banknoty i zaprowadził nas do stolika przy wysokim oknie.

Usiedliśmy na dużych, wysokich, brązowych fotelach. Były bardzo wygodne. Nie byłam tu wcześniej, więc rozejrzałam się dookoła. Nic nadzwyczajnego. Kilka stolików, jasne ściany, sporo zdjęc i obrazów, dwie baristki. Jednak całośc wyglądała bardzo sympatycznie, przytulnie.

Spojrzałam na chłopaka. Wiedziałam, że jest to idealna okazja do wyjawienia mu moich nowin. Byliśmy sami, w spokojnym miejscu. Musiałam to dziś zrobić. Prędzej czy później dowiedziałby się. Wolałam, żeby usłyszał to ode mnie niż od któregoś chłopca, bądź co gorzej z gazet. Światowa modelka spodziewająca się dziecka idola nastolatek. Idealna pożywka dla brukowców. Zaśmiałam się w duchu. Kiedy moje życie tak bardzo się zmieniło?

- EM! Czy Ty w ogóle mnie słuchasz? – podniosłam wzrok i ujrzałam zaciekawione spojrzenie. – Nad czym tak myślisz? – spytał śmiejąc się.

- Przepraszam.

- Em… Przecież wiesz, że zawszę Cię chętnie wysłucham. Powiedz o co chodzi. – dodał głaszcząc mnie po ramieniu.

Utkwiłam wzrok w obrazie wiszącym nad jego głową. Przedstawiał jakieś miasteczko nad morzem. Rybacy, drewniane budynki, mewy…

- Przepraszam. – powtórzyłam.

- W porządku, wiem, że czasem potrafię zanudzić. – zaśmiał się.

- Nie, przepraszam. Przepraszam za wszystko.

- Em? O czym Ty mówisz? – spytał patrząc na mnie wzrokiem, od którego biła prawdziwa troska.

 - Przepraszam, że tak wiele razy namieszałam, że nie byłam niczego pewna, przepraszam, że tak wiele razy Cię zawiodłam.

Louis westchnął głęboko.

- Mamy to wszystko już za sobą. Nie wiem dlaczego to Cię teraz trapi. – odpowiedział, przeczesując włosy ręką, którą przed chwilą dotykał mnie.

- Dwie latte, proszę bardzo, smacznego. – do naszego stolika podeszła właśnie kelnerka stawiając naprzeciwko nas zamówienie.

- Dziękujemy. – odpowiedziałam. Kelnerka jednak cały czas stała przy nas i spoglądała to raz na mnie, to raz na Tomlinsona.

- Ja… Ja… Wiem kim jesteście. Mogłabym mieć z Wami zdjęcie? – spytała nieśmiało.

- Jasne! – odpowiedział radośnie chłopak i przysunął się do mnie, obejmując nas dwie, czekając aż druga barmanka zrobi fotkę.

- Dziękuję! Tak się cieszę, że widzę waszą dwójkę znowu razem. Zawsze wam kibicowałam! – dodała i uciekła z powrotem na zaplecze. Zapewne by udostępnić zdjęcie na portalu społecznościowym.

- Nasza dwójka znowu razem… - Louis zaśmiał się cicho.

- Już nigdy nie będziemy razem. – odpowiedziałam poważnie, czując ściskający się żołądek.

Louis spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nie o to mi chodziło, Em… - Louis pokręcił głową, wyglądając na zmieszanego.

- Muszę iśc. – powiedziałam wstając pospiesznie z fotela i wybiegając na zewnątrz.

Biegłam co sił w nogach, potrącając idących z naprzeciwka ludzi. Było ich zdecydowanie za dużo jak na tą porę. Musiało dziac się coś w mieście.

Poczułam zaciskające się na mnie ramiona, powodujące niemal upadek. Zostałam odwrócona i ujrzałam zdenerwowaną twarz Tomlinsona.

- Mów o co chodzi. – powiedział poważnie. – Teraz.

Pokręciłam przecząco głową.

- Nie mogę, nie umiem. Jeszcze nie teraz.

- Teraz. – odpowiedział nadał trzymając mnie w objęciach. Czułam jego palce wbijające się trochę za mocno w moje ciało.

Przygryzłam wargę wpatrując się w jego oczy.

- Jestem w ciąży, Louis. – wyszeptałam.

- Co? – spytał.

- Jestem w ciąży.

- Co?!

- Jestem w…

- USŁYSZAŁEM. – odpowiedział głośno i puścił moje ramiona. Odszedł kilka metrów po czym zawrócił do mnie.

Złapał mnie za rękę i posadził na ławce i sam usiadł obok.

- Z kim. – spytał nie patrząc już na mnie.

- Zayn.

- Mogłem się domyślić. Jak długo wiesz?

- Już jakiś czas. Chciałam Ci powiedzieć już wcześniej ale… - musiałam zagryźć zęby żeby powstrzymać emocje gromadzące się we mnie.

- Ale tego nie zrobiłaś. – dokończył. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłonie.

- Nie wiem co mam robic. – wyszeptałam. – Boję się.

Chłopak pokręcił tylko głową.

- Louis…

- Jak on zareagował? Masz w nim wsparcie? – podniósł wzrok na moje oczy.

Pokiwałam głową potwierdzając.

- Tak, jest bardzo opiekuńczy. Chce tego dziecka.

- A Ty? Chcesz je? – spytał cicho.

Przez chwilę milczałam. Sama nie wiedziałam czego w tej chwili chcę. Kochałam Zayna, jednak naprawdę nei wiedziałam czy oboje poradzimy sobie w roli rodziców. Muzyk, który często będzie musiał wyjeżdzac, ja, nieodpowiedzialna imprezowiczka. Wiedziałam, że będę miała wsparcie rodziny i przyjaciół…

- Chodź. Odwiozę Cię do domu. – powiedział, biorąc mnie kolejny raz za rękę.

W milczeniu doszliśmy do jego auta. Całą drogę pokonaliśmy również nie odzywając się do siebie.
Pogrążyłam się we własnych myślach, spoglądając na mieniące się w świetle gwiazd niebo, nie zauważyłam kiedy dotarliśmy do mojego domu.

- Chciałbym, żebyś o czymś wiedziała. – powiedział. – To nic nie zmienia. Jeśli będziesz mnie potrzebowała będę przy Tobie. Pamiętaj.

Odpięłam pasy i przytuliłam się mocno do niego. Tak, jakby od tego uścisku zależało nasze życie.

Poczułam gorącą łzę spływającą mi po policzku.

- Dziękuję. – wyszeptałam wprost do jego ucha.

- Jakąkolwiek podejmiesz decyzję będę zawsze przy Tobie. – powiedział, a po jego policzku również spłynęła pojedyńcza łza.

niedziela, 8 lipca 2012