środa, 14 grudnia 2011

On The Other Side Of The World


EMILY

To były najlepsze walentynki w moim życiu. Chłopcy totalnie nas zaskoczyli tym publicznym przedstawieniem mnie i Evy jako swoich dziewczyn. Ciekawe czy stracili przez to fanki. Nigdy chyba nie przestanie mnie zadziwiać ilość tych rozhisteryzowanych dziewuch przychodzących na ich występy. Piszczących, mdlejących i wykrzykujących im miłość, mimo, że tak naprawdę ich nie znają. Ja jestem tą szczęściarą, która może teraz odwrócić się o 180 stopni i spojrzeć na Louisa, który nadal smacznie śpi, okryty do połowy ciemną pościelą. Leżeliśmy właśnie w jego łóżku, poranne słońce przedzierało się przez okna lekko drażniąc moje oczy. Leniwie się przeciągnęłam i wstałam z łóżka. Założyłam na siebie moje granatowe majteczki i białą koszulę Louisa po czym po cichu zeszłam na dół do kuchni. Wyjęłam z lodówki sok, nalałam do wysokiej szklanki i wypiłam. Postanowiłam w ramach podziękowania za wczorajszy wieczór zrobić Louisowi pyszne śniadanie. Przygotowywałam właśnie składniki, odwrócona tyłem do wejścia, podśpiewując znany kawałek Doorsów, kiedy usłyszałam za sobą „Dzień Dobry”. Odwróciłam się pospiesznie i wydukałam z siebie jedynie:

- Eeeee… dobry… a to państwo jednak są w domu… - czując, że się cała czerwienię. 

Naprzeciwko mnie stała mama Louisa, mierząc mnie wzrokiem od gołych stóp po rozczochraną głowę. Bardzo często bywałam u Louisa, jednak jego rodziców spotykałam naprawdę rzadko. Kiedy nawet już byli w domu, to raczej spędzali czas cały czas zamknięci w swoich gabinetach. Z kobietą, na którą właśnie nieśmiało spoglądałam rozmawiałam może ze dwa razy.

- Tak, jednak nasz wyjazd nie wypalił. Nie wiedziałam, że dziś będziesz u nas. – odpowiedziała chłodno kobieta. Musiała chyba za mną nie przepadać.

- Tak wyszło. Miałam właśnie przygotować śniadanie, ale nie ma problemu, zjemy na mieście. – powiedziałam lekko się uśmiechając.

- Przecież to absurd! Świetna okazja. Zjemy wszyscy razem! – powiedział radośnie ojciec mojego chłopaka, który pojawił się właśnie w kuchni.

No pięknie. Teraz moje gołe nogi podziwiał także on. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- To ja może pójdę po Louisa… - powiedziałam i szybko wycofałam się z kuchni.

***

- Czemu masz taką minę? – spytał wesoło Louis, rzucając we mnie poduszką kiedy zamykałam drzwi od jego pokoju. – Tak poza tym to muszę Ci powiedzieć, że bardzo seksownie wyglądasz. – powiedział łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie.

- Ciekawe czy Twoi rodzice też tak uważają. – odpowiedziałam.

Louis uśmiechnął się szeroko.

- To stąd ta mina! Rozmawialiście? – spytał nadal szczerząc zęby.

- Za chwilę jemy wspólnie śniadanie. Muszę się ubrać… Gdzie są moje spodnie…- powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu. Moją uwagę przykuła czerwona ramka stojąca na biurku, której wcześniej nie widziałam. Podeszłam do niej i złapałam w ręce.

- Pamiętasz? – spytał Louis stojący za moimi plecami.

- Jakbym mogła zapomnieć. – odpowiedziałam i pocałowałam go w usta.

W tym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama Louisa. Ma wyczucie kobieta. Ponownie zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem i spytała, czy pijam herbatę czy kawę.

- Herbatę poproszę. – odpowiedziałam patrząc jej prosto w oczy. Kobieta kiwnęła głową i wyszła zostawiając drzwi otwarte.

- Twoja mama mnie nie lubi. – powiedziałam.

- Głuptasie, jak można Ciebie nie lubić. Po prostu musi Ciebie poznać. – odpowiedział Louis przytulając mnie mocno.

***

- Jego rodzice widzieli mnie półnagą! – zwierzałam się Evie.

Siedziałyśmy właśnie w jej pokoju popijając zimne piwo i jedząc chipsy.

Za oknem było już całkiem ciemno, widać było jedynie blask ulicznych latarni.

- Hahahahaha, zakradnij się raz do ich sypialni i będziecie kwita. A tak poważnie, to na pewno przesadzasz. Przecież wiedzą, że jesteście z Louisem razem od dawna, że nocujecie u siebie. – powiedziała Eva biorąc łyk piwa.

- Jego tatko jest w porządku, gorzej z mamą. Żebyś widziała ten wzrok. Czułam to zimno, ten lód bijący od niego. Nie powinnam chodzić bez spodni po jego domu… Ale no nieważne. Spotkałam poza tym dziś Charliego. Kazał Cię pozdrowić i zobacz jaki prezent nam dał na dziś wieczór. – powiedziałam wyciągając z torebki dwa blanty.

- Idealnie przed powtórką z matematyki. – powiedziała Eva odpalając.


HARRY
 
Trzasnąłem drzwiami zamykając się w swoim pokoju. Usiadłem zmęczony na moim ulubionym fotelu. Wyjąłem z kieszeni spodni małą karteczkę, którą dostałem od Evy. Rozłożyłem ją i po raz kolejny wpatrywałem się w jej treść. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie ją. Stała w moim pokoju, tuż obok mnie. Miała na sobie te śliczne, wysokie buty i czarną sukienkę. Jej włosy były rozpuszczone. Delikatnie się do mnie uśmiechała pokazując rząd białych zębów… HARRY IDIOTO, OGARNIJ SIĘ! Otworzyłem oczy, złożyłem kartkę i włożyłem pomiędzy strony pierwszej lepszej książki wyjętej z regału stojącego obok łóżka.


LOUIS

- Cholera! Znowu?! – krzyknąłem zawiedziony i wstałem z kanapy w pokoju Liama. Skierowałem się do kuchni, znalazłem w lodówce ostatnie piwo, które szybko otworzyłem.

- Stary – powiedział Liam, który przyszedł za mną- nawet grając z Twoją dziewczyną muszę się bardziej starać!

- A weź się zamknij. – odburknąłem.

Kilka ostatnich dni było dla mnie bardzo męczących, ponieważ nie miałem przy sobie Em.
Razem z Evą wyjechały na tygodniową, szkolną wymianę międzynarodową. Miały wrócić jutro rano. Obaj z Liamem nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Uzależniliśmy się od swoich dziewczyn, spędzając z nimi każdą możliwą chwilę.

- Może pójdziemy na kolejne piwo do baru, co Ty na to? – zaproponował Liam.

- Jasne, możemy iść. Dawno nie wychodziliśmy tylko we dwójkę. – odpowiedziałem.

Trzy kwadranse później znaleźliśmy się w niewielkim barze na obrzeżach, poleconym przez kierowcę taksówki. Oprócz nas było tam jedynie kilka osób. Wszyscy powoli sączyli swoje piwa, rozkoszując się ich smakiem. Z głębi pomieszczenia, z szafy grającej dobiegała przyciszona rockowa muzyka.

Usiedliśmy przy barze. Chwilę później zostaliśmy obsłużeni przez jaskrawie ubraną kelnerkę w krótkich włosach. Jej fryzura trochę przypominała moją, co wprawiło mnie w lekką konsternację.
Piłem właśnie 3 z kolei piwo, kiedy ktoś zastukał mi w ramię. Odwróciłem się leniwie. Moim oczom ukazała się wysoka, szczupła blondynka z ciekawą opaską na głowie, na której zatrzymałem dłużej wzrok. Za jej plecami stała, ubrana dość odważnie, jej ciemnowłosa koleżanka.

- Cześć, jestem Cassy. Możemy się dosiąść? – spytała blondynka szeroko się uśmiechając.

- Eee… No jasne, czemu nie. – odparłem. Nie miałem ochoty na towarzystwo obcych ludzi, ale nie chciałem być niemiły.

Po krótkiej rozmowie okazało się, że dziewczyny są naszymi fankami. Na szczęście nie zaczęły piszczeć, chciały po prostu z nami porozmawiać i wypić spokojnie piwo. Przenieśliśmy się więc do większego, wolnego stolika, który stał na tyle. Dziewczyny były głupiutkie, ale całkiem sympatyczne. Czas z nimi mijał całkiem szybko, nim się obejrzeliśmy minęły dwie godziny.

- Wiecie co, na nas już pora. – powiedział Liam patrząc znacząco na mnie.

- Miło było Was poznać, do zobaczenia! - dopowiedziałem.

Oboje podnieśliśmy się z dużych brązowych krzeseł kierując do wyjścia.

- Poczekajcie! – krzyknęła brunetka, Linsday.

Zaproponowała nam, byśmy pojechali z nimi na urodzinową imprezę siostry Cassy. Odmówiliśmy, wymyślając jakieś bezsensowne wymówki.

- Proooooooszę! To byłby dla niej najlepszy prezent! Dwójka z jej ulubionych muzyków! – Cassy złapała mnie za rękę i spojrzała błagalnie.

- Zaśpiewacie dziewczynie ‘Sto lat’ i będziecie wolni. – powiedziała jej koleżanka.

Kilkanaście minut później piliśmy urodzinowego szampana w wielkim domu na wzgórzu.
Poczułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Mieszanka spożytych dziś trunków chciała się na mnie zemścić. Spojrzałem na przyjaciela. Zrozumiał mnie bez używania zbędnych słów.

Kiedy tylko dziewczyny zniknęły nam z oczu skierowaliśmy się w kierunku tylnego wyjścia.
Niestety drogę zagrodziły nam ich koleżanki, zaciągając z powrotem w kierunku bawiących się gości.
Pijani chłopcy kontra nie tak pijane dziewczyny – 0:1.

Uzgodniliśmy z Liamem, że w zasadzie impreza nie jest najgorsza, zamówiony dj spisywał się całkiem dobrze, alkoholu było pod dostatkiem… Mogliśmy zostać tu jeszcze jakiś czas. Jednak dziwnie nam było bawić się bez NASZYCH dziewczyn ani chłopców… Zgarnęliśmy ze stołu kolejną butelkę wysokoprocentowego alkoholu i skierowaliśmy się z nią na parkiet. Postanowiliśmy napisać do Zayna, żeby nas później odebrał.

Tańczyliśmy przekazując sobie szybko opróżniającą się butelkę. Po chwili obraz zaczął mi się lekko rozmywać, ale starałem się ogarniać sytuację. Spojrzałem na Liama, tańczył z zamkniętymi oczami, w zupełnie innym rytmie niż cała reszta. Nagle zobaczyłem, że Linsday podchodzi do niego i łapie go za biodra. Chwilę później poczułem na sobie ręce Cassy…

2 komentarze:

  1. Haha Em, niezręczna sytuacja (: co było w ramce?

    Linsday i Cassy..........;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeee łapy precz od Louisa i Liama!
    Głupie babsztyle....
    Ale zrobiłyście mi niespodziankę <3

    I jak wyżej, co było w tej ramce?

    I lubie ten śnieżek XD

    OdpowiedzUsuń